środa, 30 października 2013

Liczę.

Budzę się ze snu, jest czwarta w nocy a na dworze wilkołaki jeszcze spokojnie sobie spacerują. Jestem bezpieczna w swoim schronie ale przez zasłonięte żaluzje wpada ciemność. Zdrętwiałe nogi podciągam do podbródka i wpatruję się w ścianę. Jedyne co zauważam to ledwo widoczny cień mojego skulonego ciała. Uszy znoszą wysoki ledwo słyszalny lecz denerwujący dźwięk wydobywający się wprost znikąd. Dostaję gęsiej skórki a mięśnie napinają się samoistnie sprawiając, że nie mogę się poruszyć w żadną możliwą stronę. Jestem związana nocą, gwiazdy tworzą sznur który nie pozwala mi się uwolnić. Liczę. raz, dwa, trzy... dwadzieścia milionów, dwa tysiące i trzynaście. Opadam z sił, powoli rozluźniają się węzły i zaczynam odczuwać wszystkie kończyny. Cień staje się coraz bardziej widoczny a do schronu wpada błysk światła. Wilkołaki chowają się sama nie wiem gdzie a dźwięk, który jeszcze przed chwilą przyprawiał mnie o dreszcze zniknął. Opadam w dół i czuję jakbym spadała w przyjemną przepaść. Przed oczami mam człowieka. Wszystko się powtarza. Dzień i noc, sen i przebudzenie. Człowiek też.


Cześć, dawno się nie widzieliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz